sobota, 31 stycznia 2015

Obiad za 10 złotych - Wołowe hamburgery w bułce pełnoziarnistej w sosie z miodem i musztardą francuską.

Wielu z Was pisze do minie z zapytaniami ile kosztują przygotowywane przez nas w domu dania. Szczególnie pytacie o pieczywo robione przeze mnie. W mailach swych prosiliście również o podpowiedzi jak skomponować posiłek, który będzie nie tylko smaczny, ale i w przeliczeniu na jednostkę ekonomiczny.
Zainspirowało mnie to do stworzenia cyklu artykułów, które pomogą mi, a przede wszystkim Wam, do zalezienia przepisów, z których można przygotować pyszne potrawy, jednocześnie nie szarpiące po kieszeni.

Dziś pierwsza z nich.
Tradycyjne hamburgery wołowe.

Czego nam potrzeba?
-wołowina, kupiłem 500 gram zrazowego, które zostało na mych oczach zmielone w cenie. Zapłaciłem za nią 22,50zł . Użyjemy z tego mięsa 150 gram na 4 porcje. Porcja zatem będzie kosztowała ok 1,7zł
-jajko 0,50zł
-bułka pełnoziarnista 1,35zł
-sałata głowiasta (tradycyjna) 2,99zł za główkę, koszt kilku listków ok. 0,25zł
-pomidor malinowy 13,50zł/kg; jeden kosztował 4,70zł. Koszt dwóch plastrów do porcji 0,67zł
-sól, pieprz; przyjmujemy stałą wartość użytych przypraw podstawowych na 0,50zł
-czosnek główka 1,49zł; dwa użyte ząbki  0,24zł
-jogurt naturalny 1,69zł
-miód 225 gram 9zł, użyta łyżeczka ok 10 gram koszt ok 0,50zł
-musztarda francuska 185 gram 2,29zł, użyta łyżeczka koszt ok, 0,10zł
-majonez 170 ml 3,79zł, użyta łyżka koszt ok. 0,95zł
-ser żółty w plastrach 170 gram 4,99zł, koszt plasterka ok 0,50zł

Koszt wszystkich produktów w przeliczeniu na porcję wyniesie 8,95zł
Kosz potrzebnych zakupów, z których wszystkie produkty będą do wykorzystania wyniesie 30,94zł. Nie liczę 350 gram mięsa, z którego można zrobić jeszcze wiele.

Przygotowanie kotletów.
Mięso mielone łączymy z jajkiem i drobno posiekaną cebulą. Dodajemy soli i pieprzu i zgnieciony ząbek czosnku. Wyrabiamy chwilę, kształtujemy na kotlet i grillujemy przez około 5 minut z każdej strony



Sos.
Do jogurtu naturalnego dodajemy ząbek utartego w moździerzu czosnku. Solimy, pieprzymy, dodajemy łyżeczkę musztardy francuskiej, miodu oraz łyżkę majonezu. Gotowe.

Na połówkę bułki wykładamy ser, na drugiej umieszczamy kotlet i zapiekamy w piekarniku przez 5 minut w temperaturze 180 stopni termoobieg.

Po wyciągnięciu z pieca na połówkę bułki z serem wykładamy mięso, polewamy sosem, przykrywamy sałatą i pomidorem, znowu polewamy sosem i zamykamy.

Gotowe, zdrowe i przepyszne!
 


Gryczane muffiny z kakaowo - malinowym sercem w polewie karmelowo - cytrynowej.

Tak mnie coś naszło na słodkie. Wymyśliłem sobie na bazie moich ostatnich muffinów, że zrobię coś podobnego jednak z mąki gryczanej. Bałem się, jak nie powiem co, tym bardziej, że założyłem, ze będą się piekły 18 minut, sprawdzam, a w środku surowe. Dałem im jeszcze 7 minut i wyszły idealnie! Polecam Wam serdecznie.

Czego użyłem?
-kubek mąki gryczanej
-kubek mąki pszennej TYP405
-100 gram masła roztopionego
-3/4 kubka cukru trzcionowego
-2 łyżki kakao
-2 jajka
-2 łyżeczki proszku do pieczenia
-cukier waniliowy
-sok z cytryny
-garść cukru białego

Jajka ubijamy na puszystą pianę, dodajemy cukier waniliowy, ubijamy. Dodajemy cukier trzcionowy i dalej ubijamy.
Mąki przesiewamy z proszkiem do pieczenia. Dodajemy do nich masło i ubite jajka z cukrem. Miksujemy na gęstą masę.
1/4 z masy przekładamy do innego naczynia i mieszamy  z kakao.

Do kokilek wypełnionych papilotkami układamy kolejno. Łyżkę ciasta białego na spód, malinę na środek - dociskamy. Malinę przykrywamy łyżką ciasta kakaowego, które z kolei przykrywamy ciastem białym. Powtarzamy z każdym ciastkiem. Wyszło mi ich 12 sztuk.
Możemy oczywiście zrobić czynność odwrotną zamieniając kolory ciasta.

Pieczemy w temperaturze 200 stopni około 25 minut.

Na rozgrzaną patelnię sypiemy garść cukru i podlewamy sokiem z połowy cytryny. Mieszamy w momencie, aż cukier zbrązowieje i automatycznie łyżką polewamy muffiny. Posypujemy wiórkami migdałów.

Zalewamy patelnie wodą i doprowadzamy do wrzenia; w ten sposób oczyścimy patelnię po karmelu.




Mało obiektywna recenzja - Pizzeria Kawiarnia Viva Mikołów

Nastały ferie zimowe.
Oficjalnie zaczynają się od poniedziałku, ale kto do szkoły, czy innych przybytków oświatowych, miał okazję chodzić, wie, że dla dzieciaków w piątek po szkole ferie już są.
Nasz przedszkolak zaczyna swoje ferie od wtorku, gdzie przy ogromnych pertraktacjach ze swoimi stwórcami wybywa na "kilka nocek" do jednej ze swoich babć.
Dziś w nocy miał prolog, idąc na "jedną tylko nockę" do swojej, nieopodal mieszkającej prababci.

"Wyjechali na wakacje (...)" jak w tej piosence, zatem rodzice postanowili wybyć i poszaleć na mieście urządzając sobie starczy clubbing w jednym z mikołowskich lokali, który polegał na siedzeniu, jedzeniu, piciu i wychodzeniu przed pizzerię na papierosa i z powrotem do stolika, by już tylko podnosić kieliszki w górę.

Odwiedziliśmy starą, dobrą mikołowską pizzerię o zaskakującej nazwie Pizzeria Viva Mikołów.

Lokal ten nie ma przede mną żadnych tajemnic. Jako szczeniak jadałem już tam i chodziłem "na piwo" z ówczesną narzeczoną, a zaczęło się wszystko dwanaście lat temu.
Widziałem, jak się zmieniał jego wystrój, personel i zdążyłem w tym czasie spróbować wszystkich niemalże dań z karty wliczając w to kaloryczne desery.

Nie ma w tym miejscu rzeczy, której bym nie polecił. Różnie to bywało ze sposobem przyrządzenia, czy podania posiłku, jednak główna istota smaku, świeżości potrawy i swej struktury zawsze była zachowana, a co za tym idzie zadowalająca.
Menu jest szerokie. Pizzeria Viva oferuje szeroki wybór pizz, włoskich dań, sałatek i własnych, ciekawie skomponowanych  i przemyślanych propozycji.

Jestem serowym ludkiem, a nader wszystko uwielbiam gorgonzole, dlatego mam dwa ulubione dania proponowane przez ten lokal. Są to Penne con Gorgonzola i Filetto con Gorgonzola.

Penne, mój ulubiony rodzaj makaronu, czasem zdarza się, że podany zbyt rozgotowany, przez co zwiększa się jego indeks glikemiczny i automatycznie dostarcza więcej kalorii, otulony jest niezwykle dobrze skomponowanym sosem śmietanowym z moją ulubioną gorgonzolą. No dobra, czepiam się tej kaloryczności makaronu, by odpokutować wystarczająco kaloryczny sos. Tak, czy siak  trzy składniki, a kolokwialnie niebo w gębie. Da się? Da!

Skupmy się jednak na drugim daniu. Jak zamawiałem je pierwszy raz musiałem zaczerpnąć informacji od, pamiętam, mojej ulubionej kelnerki. W karcie opis dania jest taki:
"filet z polędwicy w sosie gorgonzola, bułeczki z pieca lub frytki, surówka". Koszt 25zł (na dzień dzisiejszy).
Opis sugeruje, że powinna to być polędwica wołowa, bo przecież podział półtuszy wieprzowej, nie wskazuje na posiadanie przez wieprzka polędwicy, jeno polędwiczki.
I tu jest pies pogrzebany, zonk slangowo wołając.
Okazuje się, że jest to, polędwiczka wieprzowa, a czasami, dla tych, których nie da się oszukać (uśmiech autora w tle) schab, nazywany w dalszym ciągu "fletem z polędwicy".
W zasadzie nikt przy zdrowych zmysłach polędwicy wołowej z takimi dodatkami nie podawałby za 25zł, prawda?
Niesmak, spowodowany przez tego, kto układał tę kartę, jest jednak szybko niwelowany, przez tego, kto przyrządza to wyśmienite danie.
Mięso jest zawsze kruche i w połączeniu z idealnym sosem, eksploduje w ustach. Próba odtworzenia przeze mnie w domu surówki z porem, którą do tego podają jest niemożliwa. Zawsze mi czegoś brakuje, a mało asertywna przy kucharzu i bardzo asertywna względem klienta kelnerka nie chce mi pomóc w uzyskaniu przepisu. Zamówcie koniecznie to danie, nigdy nie z frytkami (te możecie zawsze kupić w "McD"), a z ich wypieku bułeczkami. Jak zostanie Wam na talerzu chociaż odrobina sosu, zatopcie w nim kawałek tej bułki. Seks już nie będzie w tym dniu potrzebny.

Przechodząc jednak do wczorajszego wieczoru, jadłem proste bułeczki drożdżowe wypieku własnego pizzerii, z serem i masełkiem czosnkowym.To jest bardzo popularna strawa, w wielu pizzeriach w Polsce i na Świecie. Jadłem to w wielu miejscach, ale najbardziej smakowało mi w rodzimej "Vivie". Tylko to masełko czosnkowe, mogłoby być bardziej czosnkowe. Poza czosnkiem tradycyjnym jest przecież jeszcze czosnek niedźwiedzi, który idealnie by pasował. No, ale nic nie może być idealne, ponoć.

Wczoraj również zauważyłem, że pojawiła się nowa twarz w popularnym dla mnie lokalu. Sympatyczna, uśmiechnięta, nieco zagubiona kelnerka zaatakowała nas dużą kartą z menu jeszcze zanim zdążyliśmy się otrzepać z puchu śnieżnego, który przytargaliśmy ze sobą. 
Odpokutowała jednak swoje natarcie udzielając mi odpowiedzi na trudne pytanie, co do gatunku koniaku, który był użyty do przygotowania zamówionego drinka.
Mistrzostwo! Koniak, a w zasadzie brandy (bo tym właśnie jest Budafok), połączony z sokiem z cytryny i sprite'em  jest delikatny i nie ma sposobu, by zakończyć wieczór na jednym.
Nie wiem tylko co ma wspólnego Eliot Ness, bo nim nazwany został drink, z węgierską brandy. Może ktoś mi wyjaśni?

W krótkim podsumowaniu.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli ochotę na włoską kuchnie, okraszoną tradycyjnym smakiem i dopieszczoną idealnie dobranymi przyprawami zawitajcie do Pizzeri Viva. Z racji odległości, jaka dzieli mnie od tego miejsca, jestem w niej częstym gościem. Źle. To nie odległość wpływa na moje częste wizyty, a smak potraw i przez lata doskonalona obsługa, bo z tym bywało na początku różnie. Nieopodal jest przecież inna pizzeria, do której również mógłbym chodzić, a nie chodzę - o tym jednak w jednej z następnych Mało Obiektywnych Recenzji, bo nie liczy się fakt, że coś jest źle nazwane, w ostatecznym rozrachunku liczy się to, czy wychodząc pamiętasz smak i aromat tego co zjadłeś i czy Twój portfel na tym nie ucierpiał.




--------

post jest recenzją kulinarną restauracji z wykorzystaniem zdjęcia i strony  poza wiedzą właścicieli




piątek, 30 stycznia 2015

Chleb żytni na drożdżach z pestkami słonecznika.

Weekend zbliża się wielkimi krokami, a w chlebaku robi się coraz więcej miejsca. Tak naprawdę pusto, że aż przeciąg się zrobił. Czas zatem na kolejny wypiek. Tym razem będzie żytni chleb z pestkami słonecznika i otrębami pszennymi. Niestety jeszcze nie na zakwasie, bo ten się jeszcze robi, ale już niebawem...


Czego potrzebujemy?
-mąka żytnia TYP 720 500 gram
-mąka pełnoziarnista pszenna 170 gram
-drożdże świeże 50 gram
-łyżka cukru
-kilka łyżek ciepłego mleka temperatura ok 39 stopni
-30 gram masła roztopionego, schłodzonego lekko
-ok 500 ml ciepłej wody
-łyżka soli
-duża garść pestek słonecznika

Mąkę przesiewamy z solą.
Drożdże rozkruszamy zasypujemy cukrem i podlewamy mlekiem, mieszamy do jednolitej konsystencji i odstawiamy na kwadrans.

Do mąki dodajemy masło i wodę, zalewamy wodą i wyrabiamy ciasto. Gdy ciasto będzie elastyczne i nie będzie się lepić do rąk dodajemy pestki słonecznika i wyrabiamy na kształt kuli. Oklepujemy ją olejem rzepakowym.

Do foremki 25 cm, wkładamy papier do pieczenia, który smarujemy masłem i posypujemy otrębami.Wykładamy do niej ciasto lekko dociskając z wierzchu. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 30 minut w ciepłe miejsce.
Po tym czasie, gdy ciasto podwoi objętość, smarujemy je lekko wodą i posypujemy pestkami słonecznika, dociskając z góry.

Pieczemy przez 15 minut w temperaturze 220 stopni góra - dół, a potem przez kolejne 20 minut w temperaturze 185 stopni.




Zupa czosnkowa zapiekana z chipsem z parmezanu i prażonymi migdałami.

Czosnek jest w moim przekonaniu jednym z najważniejszych darów jakie przygotowała dla nas natura. Nie wyobrażam sobie mojej kuchni bez czosnku. W moim życiu nie spotkałem jeszcze nikogo, kto nie lubi tej znakomitej rośliny. Używam jej do wielu dań, mięs, zup, zapiekanek, a także jem go samego zapiekanego z masłem i rozmarynem w piecu.

Dziś będzie przepyszna zupa mojego pomysłu na bazie właśnie czosnku.

Czego potrzebujemy?
-czosnek 8-10 ząbków, posiekanych na drobne plasterki, im cieńsze tym lepiej
-3 ziemniaki pokrojone w małe kosteczki
-1 cebula posiekana w drobne wiórki
-kości wędzone 400 gram
-łyżeczka masła
-mała garść migdałów
-parmezan, starte grube wiórki do chipsa
-parmezan starty do posypania
-majeranek starty
-czosnek niedźwiedzi cięty
-biały pieprz
-sól, pieprz
-śmietana 12% 100ml
-1/2 kostki serka topionego "tylżyckiego"
-2 marchewki
-2 pietruszki
-laska selera naciowego
-1 seler
-1 por
-3-4 liście laurowe
-kilka ziaren ziela angielskiego
-cebula podpalona  jak na rosół
-ząbek czosnku cały
-kromka chleba żytniego

Kości zalewamy 2 litrami zimnej wody, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy kilka minut.
Dorzucamy obrane marchewki, seler, pietruszki, seler naciowy, por, ziele angielskie, liście laurowe, ząbek czosnku i cebulę. Gotujemy na wolnym ogniu 1,5 godziny. Wywar nie powinien wrzeć, jedynie delikatnie "pyrkać". Po upływie w/w czasu przelewamy nasz wywar przez sito i odstawiamy na ogień, by delikatnie się gotował.

Na maśle podsmażamy delikatnie posiekaną cebulę i czosnek. Wrzucamy do wywaru z ziemniakami.
Gotujemy do czasu, aż zmiękną ziemniaki. Wszystko miksujemy.
Śmietanę i serek łączymy w jednolitą masę i dodajemy do zupy, miksujemy raz jeszcze, doprawiamy solą, pieprzem, białym pieprzem, czosnkiem niedźwiedzim i majerankiem i podgotowujemy jeszcze kilka minut.

Zupa gotowa, możemy jednak jeszcze bardziej ją podrasować!

Zupę rozlewamy do kokilek, które można wkładać do piekarnika. Na wierzchu posypujemy małą łyżeczką startego parmezanu. Zapiekamy 10 minut w piekarniku w temperaturze 180 stopni góra.

Płatki migdałów prażymy na gorącej patelni.
Wiórki parmezanu smażymy również na patelni, do momentu, aż zbrązowieją; odczekujemy aż zastygną.

Kromkę chleba żytniego opiekamy w tosterze.

Na wierzch kokilki układamy kolejno grzankę, chips z parmezanu i migdały.



Smacznego!

czwartek, 29 stycznia 2015

Naleśniki ze skórką pomarańczową i serkiem, z kakao i cukrem pudrem.

Dawno, dawno, temu, a z pewnością w ubiegłym roku, jadłem ostatni raz naleśniki. Moje nigdy nie są perfekcyjne, nie mam wyczucia w ich przygotowaniu i cały czas dążę do przygotowania takich najlepszych z różnym skutkiem.
W przygotowaniu tego dania prym wiedzie moja żona. Tytuł odziedziczyła po mojej babci, która robiła najlepsze na świecie naleśniki.
Na moje szczęście - nieszczęście, żona poszła kilka ulic dalej dziadków odwiedzić, a mojemu bąblowi zachciało się na kolację naleśników z ulubionym serkiem.

To działam, jupi...

-jajko
-3 łyżki mąki
-starta skórka z połowy pomarańczy
-serek na słodko
-mleko 3/4 szklanki
-woda gazowana 3/4 szklanki
-cukier waniliowy paczuszka
-kakao gorzkie
-cukier puder

Jajko ubijamy z cukrem pudrem na puszystą pianę. Wlewamy mleko dalej ubijając, dodajemy mąkę i wodę i dalej ubijamy. Ciasto musi być bardzo napowietrzone. Ubijamy mikserem około 5 minut. Dodajemy skórkę pomarańczową i mieszamy delikatnie.
Do ciasta dodałem pół łyżeczki oleju rzepakowego, dlatego naleśniki smażyłem na ceramicznej patelni bez tłuszczu.

Według mnie pozostawiają wiele do życzenia. Żony w każdym razie nie dogoniłem i już nie dogonię. Synek pożarł dwa duże. Nie pociesza mnie to jednak, bo on wszytko je co słodkie.

Podudzia z kurczaka z farszem borowikowo-orzechowym w porach z sałatką z jarmużu z paprykami.

A czwartego dnia przygotuj kurczaka!
Nie, to taki mały żarcik. Mimo to, na szybko przed pracą zrobiłem przegląd zamrażalnika i po dwóch dniach jedzenia ryby, przyszedł czas na wyciągnięcie kurczaka, a konkretnie podudzi.
Dawno nie robiłem faszerowanego mięska, więc przyszedł czas i na to.

Czego nam potrzeba?
-podudzia z kurczaka 6 sztuk,
-1/2 papryki zielonej, czerwonej i żółtej posiekanej w paski.
-masło klarowane
-łyżeczka masła do farszu
-por część biała
-sól, pieprz
-tymianek
-gruba kromka chleba razowego pokrojona w drobną kostkę
-czosnek, ząbek zgnieciony nożem i posiekany
-suszone borowiki, namoczone kilka godzin, podsmażone na maśle bez soli
-orzechy włoskie i nerkowce (po małej garści), zgniecione w moździerzu
-wino białe, półwytrawne, kieliszek
-kuskus, zalany gorącym bulionem
-szczypiorek posiekany


W pierwszej kolejności trybujemy mięso. Trybujemy, czyli pozbawiamy je kości. Robimy to nacinając wzdłuż podudzie i trybownikiem (wąski nóż, używany przez rzeźników), wycinamy od wewnątrz jak najbliżej kości, po czym jak mamy oddzieloną kość zeskrobujemy do środka pozostałe na niej mięso.

Nadzienie.
Borowiki, orzechy, chleb, czosnek, szczypiorek i łyżeczkę masła wyrabiamy w naczyniu na zwartą masę. Solimy i pieprzymy do smaku.

Przygotowane wg w/w kroków mięso nadziewamy farszem i zawijamy. Możemy je pozamykać wykałaczkami, które przed podaniem należy wyciągnąć.
Na maśle klarowanym, w rondlu (rondel powinien się nadawać do smażenia i pieczenia w piekarniku), szklimy por i podsmażamy zawinięte z farszem mięso, dodajemy gałązki tymianku. Skórka powinna się zrumienić. Przykrywamy pokrywką i dusimy ok 10 minut.
Podlewamy winem i bez przykrycia wkładamy do piekarnika góra - dół na 30-40 minut w temperaturze 180 stopni.

Przygotowanie Jarmużu.
Posiekany jarmuż gotujemy około 7 minut, pod przykryciem na parze. Odstawiamy, by chwilę odpoczął. Ścinamy twarde łodygi.
Na rozgrzaną na patelni oliwę wrzucamy jarmuż i posiekane papryki. Solimy, pieprzymy i podsmażamy kilka minut. zasypujemy kuskusem i mieszamy delikatnie.
Gotowe.



Jajecznica na maśle z kurkami i szczypiorkiem.

Ktoś mógłby powiedzieć ot jajecznica. Takie tam nic. Jeżeli faktycznie takie nic, to dlaczego setki milionów ludzi na całym świecie robi ją sobie na śniadanie? Bo jest prosta, smaczna i mało kto jej nie lubi. Z jajkami jest jak ze stekiem. Wiele sposobów przygotowania, różne poziomy ścięcia. Ja lubię te na masełku, lekko ścięte, które dochodzą po zdjęciu z ognia na patelni. Właśnie wprost z patelni smakuje najlepiej.
Dziś wersja z kurkami i szczypiorkiem.

Czego potrzebujemy?
-dwa jajka; polecam niemarketowe; jeżeli tylko macie dostęp do świeżych jajek od gospodarza warto zainwestować troszkę więcej. W innym wypadku omijajcie szerokim łukiem jajka z "3" z przodu. Do ciast, czy innych dań, w których jajko jest tylko składnikiem używajcie "2", a najlepsze "1" do jajek przygotowanych na twardo, miękko, w koszulce, w formie jajecznicy, czy najbardziej kogla-mogla.
-dwie kurki; mam zamrożone
-szczypiorek
-sól
-pieprz
-łyżeczka masła

Na rozgrzanym maśle smażymy kurki. Rozmrożone około 3 minut, świeże do 6-8 minut. Solimy je delikatnie przy końcówce obróbki.
Jajko wbijamy do miseczki. Sprawdzamy jego świeżość, wyciągamy biały zarodek starając się nie uszkodzić żółtka.
Zalewamy jajkiem kurki, które zgarniamy wcześniej na środek patelni, tak by na początku jajko smażyło się jak do sadzonego. Solimy i pieprzymy. Gdy białko zacznie się ścinać, używając drewnianej łyżki, roztrzepujemy je na zewnątrz, zaczynając od żółtka.
Stopień ścięcia regulujemy według upodobań, ja delikatnie ścięte odstawiam z palnika i zostawiam na patelni, gdzie samo dochodzi. Jajko z patelni smakuje najlepiej!

Posypujemy szczypiorkiem i z dodatkiem, najlepiej własnego wypieku zjadamy je ze smakiem ;-)



środa, 28 stycznia 2015

Jak zrobić dożywotni, domowy zakwas żytni do wypieku chleba?

Wypiekanie pieczywa w warunkach domowych jest banalnie proste. Po kilku próbach, gdzie każda była okraszona sukcesem, postanowiłem, dodając to do noworocznych uchwał, że piekarnie będę omijał szerokim łukiem.
Nadszedł, więc czas na kolejny etap w wypiekaniu domowego pieczywa. Robimy, więc zakwas żytni.

Czytałem na ten temat wiele, zadzwoniłem do babci i z tego zabierając, a z tamtego dodając tworzę własny przepis na ten chlebodajny twór.

Czego będziemy potrzebować?
-cierpliwości
-6 dni czasu
-mąka żytnia TYP 720
-ciepła przegotowana woda; temperatura około 39-42 stopnie
-szklane naczynie np. słoik
-drewniana łyżka

W pierwszych krokach musicie ustalić plan działania.
Podzielić dobę na takie części, by rano móc np. mieszać zakwas, a wieczorem, dosypać do niego mąki. Mój plan działania jest w tabeli poniżej.

O czym musimy pamiętać:
-zakwas mieszamy tylko drewnianą łyżką, bądź patyczkiem
-robimy go w szklanym naczyniu
-przykrywamy płótnem tak, by nie wysychał, a mógł oddychać
-mieszamy w jedną stronę
-stawiamy go w miejscu bez przeciągu, o stałej temperaturze, nie niższej niż 18 stopni

Jak używać zakwasu?
Z naszego pierwotnego zakwasu odkładamy 1/3 i umieszczamy go w nowym, wyparzonym słoiku w lodówce. Na 24 godziny przed planowanym wyrabianiem ciasta na nowy chleb dokarmiamy zakwas 100 gramami mąki żytniej i 100 ml ciepłej wody, mieszając tradycyjnie drewnianym patyczkiem; odkładamy do ciepłego miejsca. 
Po 24 h znowu zabieramy 1/3 i znowu w nowym słoiku umieszczamy w lodówce. I tak na okrągło przed każdym zamiarem wypieku nowego chleba.
Zakwas może stać w lodówce bez dokarmiania około dwóch tygodni, lepiej go dokarmiać rzadziej jeżeli nie będziecie go często używać.



Dzień
 H
Odstęp czasu
Czynność
Zależność
1
17
-
w słoiku łączymy 80 gram mąki z 80 ml ciepłej wody, mieszamy patyczkiem do konsystencji budyniu

2
8
15
mieszamy patyczkiem intensywnie

2
20
12
dosypujemy 40 gram mąki i dolewamy 40 ml wody i mieszamy

3
20
24
mieszamy patyczkiem intensywnie; sprawdzamy, czy emituje kwaśny zapach

4
8
12
dosypujemy 40 gram mąki i dolewamy 40 ml wody i mieszamy
był kwaśny aromat
4
14
18
dosypujemy 40 gram mąki i dolewamy 40 ml wody i mieszamy
nie było kwaśnego aromatu
4
20
12
mieszamy patyczkiem intensywnie
niezależnie
5
8
12
zakwas powinien być gotowy, ze sporą ilością pęcherzyków powietrza; mieszamy delikatnie i odstawiamy

5
16
8
pieczemy chleb; odstawiamy do lodówki 1/3 z uzyskanego zakwasu








Bułki żytnie z suszonymi, glazurowanymi w miodzie pomidorami i siemieniem lnianym.

Mój ostatni wypiek powoli się kończy, więc trzeba się zebrać w sobie i przygotować jakieś świeże pieczywko dla rodzinki. Tym razem wypróbuje coś nowego. Odkryłem jakiś czas temu suszone pomidory, które zostały glazurowane na oliwie z czosnkiem i rozmarynem z dodatkiem miodu. Mają idealny słodko-winny smak. Użyję ich do dzisiejszego pieczywa.

Czego będziemy potrzebować?
-mąka żytnia 500 gram
-45 gramów drożdży świeżych
-łyżeczka cukru
-mleko około 6 łyżek podgrzane do maks 39 stopni
-szklanka wody
-duża łyżka oliwy
-siemię lniane do posypania
-100 gram pomidorków koktajlowych, suszonych glazurowanych
-łyżeczka soli

Pomidorki można przygotować samemu. Po wysuszeniu podsmażamy je na rozgrzanej oliwie z nieobranym ząbkiem czosnku, gałązką rozmarynu i łyżką miodu. Gdy się skarmelizują odstawiamy je do ponownego wysuszenia.


Tak przygotowane pomidorki siekamy.
Drożdże kruszymy, zasypujemy cukrem i podlewamy mlekiem, mieszamy do połączenia składników i odstawiamy na kwadrans.

Mąki nie przesiewamy, spulchniamy ją mieszając widelcem z dodatkiem soli. Dodajemy rozczyn i wodę, mieszamy; gdy wstępnie składniki się połączą podlewamy oliwą i wyrabiamy elastyczne ciasto. W razie konieczności można podsypywać mąką, by się mniej kleiło. W ostatnim etapie dorzucamy pomidorki i znów wyrabiamy tworząc z ciasta kulę. Nacieramy ją oliwą, wstawiamy do ciepłego, metalowego naczynia (miski, garnka), przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia na około 1h.
Po godzinie wyrabiamy ciasto raz jeszcze i formujemy za pomocą zwilżonych dłoni bułeczki. Nacinamy je wg uznania; posypujemy uklepując ziarnami siemienia i zostawiamy na 10-15 minut.
Wkładamy do piekarnika na 25-30 minut w temperaturze 190 stopni, góra - dół.

Śniadaniowy twarożek z pastą z awokado i orzechów włoskich z jabłkiem i wanilią.

Uwielbiam sery. Wszystkie. Brie, gorgonzola, bryndza, twarogi, gomółki, ricottę, wiejskie i oczywiście mozzarellę. Mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Wszystkie i już!
W serach podoba mi się najbardziej fakt, że można je łączyć z ulubionymi dodatkami, ale też kilka rodzajów sera razem, w sałatkach, zapiekankach, czy powszechnej pizzy.
Dziś coś na słodko, najbardziej nadającego się na śniadanie. Wszystkie moje ulubione składniki w jednym.

Do dzieła!
Czego nam potrzeba?
-twaróg półtłusty zmielony, lub biały serek kanapkowy, bez dodatków
-kilka orzechów włoskich
-1/5 awokado
-ćwiartka jabłka pokrojonego w posiekane wiórki
-miód, łyżeczka
-ziarna z 1/3 laski wanilii, lub mała łyżeczka cukru waniliowego (jeżeli postawicie na cukier dodajcie mniej miodu)


W moździerzu awokado i orzechy włoskie ucieramy na jednolitą pastę.
Zmielony ser łączymy z ziarnami wanilii i miodem, dodajemy pasty z awokado, ucieramy łyżką. Dodajemy jabłka i mieszamy.
Twarożek ten będzie idealny do własnego pieczywa, rogali, lub mlecznych bułek. Myślę, że z powodzeniem będzie ją możńa podać z krakersami, lub pieczywem chrupkim.

Smacznego!


wtorek, 27 stycznia 2015

Fish pie, czyli zapiekanka rybna po angielsku z moimi wariacjami.

Już na tych kartach pisałem, że od dłuższego czasu na moim stole częściej goszczą ryby. Dziś będzie coś po angielsku. Pierwszy raz jadłem te "ciasto rybne", gdy moja szwagierka zrobiła je, podczas naszego urlopu w UK. Żona Ma uwielbia tę zapiekankę, więc dziś ukłon w jej stronę. Smacznego Kochanie!

Będziemy potrzebować:
-płat polędwicy z dorsza, świeżego
-płat wędzonego na zimno łososia
-kawałek świeżego tuńczyka
-płat świeżego śledzia, ja kupiłem filet ze skórą, więc go obieram
-ok 400 ml mleka
-puszka groszku konserwowego
-puszka kukurydzy konserwowej
-kg ziemniaków ugotowanych
-łyżeczka masła
-por, część biała, posiekany
-szalotka posiekana
-łyżeczka masła
-łyżeczka śmietany 12%
-liść laurowy
-4 ziarna ziela angielskiego
-duża szczypta soli, tymianku, suszonej natki pietruszki, rozmarynu i ząbek czosnku; wszystkie składniki ucieramy w moździerzu z dodatkiem kilku ziaren gorczycy i dwoma listkami bazylii
-starta mozzarella
-mała kostka cheddara, starta 


Na maśle klarowanym szklimy por z cebulą, łączymy z ugotowanymi ziemniakami, dodajemy śmietany i robimy gęste puree. Odstawiamy.

Wszystkie ryby kroimy w duże kostki. Zalewamy w garnku mlekiem i dodajemy naszą przyprawę zrobioną w moździerzu oraz liść laurowy i ziele angielskie. Gotujemy kilka minut. Rybę wyławiamy. Mleko, pozbawione liścia laurowego i ziaren ziela angielskiego, zostawiamy na "za chwilę".


Naczynie żaroodporne, bądź wysoką patelnie, którą można włożyć do pieca skrapiamy oliwą, lub smarujemy masłem. Wykładamy kawałki ryby, posypujemy groszkiem i kukurydzą. Zatapiamy rybę do połowy w mleku, które nam zostało po jej gotowaniu.

Przykrywamy rybę przygotowanym wcześniej puree, zasypujemy serami i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez około 40 minut, aż góra nam ładnie zbrązowieje.


W domu rybny zapach będzie się unosił do dnia następnego, ale i smak tego wyjątkowego dnia na długo zostawi ślad na Waszym języku, więc chyba warto. Spróbujcie i smacznego!

 

Śniadaniowe wariacje z banana, czyli placuszki gryczane z bananem i płatkami owsianymi.

Szybkie śniadanie wcale nie musi oznaczać, że mają to być płatki zalane mlekiem, lub kanapka z szynką i serem. Przygotowanie mojej dzisiejszej propozycji zajęło mi dosłownie 8 minut.
Do dzieła zatem! Niech te śniadanie nie będzie nudne, a pyszne i zawsze w formie uczty.

Do przygotowania 4 placuszków potrzebujemy:
-pół banana
-dwie łyżki mąki gryczanej
-jajko
-płaska łyżeczka proszu do pieczenia
-łyżka płatków owsianych błyskawicznych
-3 łyżki mleka
-łyżeczka oleju rzepakowego
-łyżka miodu

Jajko roztrzepujemy, musi być porządnie napowietrzone. Dodajemy mleko i proszek do pieczenia, mieszamy, płatki, również mieszamy. Po chwili dodajemy mąkę i trzepaczką zdrowo napowietrzamy ciasto wlewając miód. Na końcu dodajemy posiekanego banana i łyżkę oliwy ostatecznie mieszając.

Rozgrzewamy na średnim palniku patelnię. Jak jest ceramiczna to bez tłuszczu (olej jest już w cieście), i smażymy, aż się zrumienią z każdej strony. Ja używam foremek, daje to gwarancję, że się nie zburzy placuszek przy przewracaniu.

Po usmażeniu posypujemy cukrem pudrem i owocami granatu.