wtorek, 9 czerwca 2015

Mało Obiektywna Recenzja - Bufet Schronisko Skrzyczne

W długi, czerwcowy weekend nie wyjeżdżaliśmy nigdzie; nie planowaliśmy nic, poza sobotnią imprezą z okazji urodzin dziadka.  W czwartek wstaliśmy na czas i ni stąd ni zowąd postanowiliśmy, że pojedziemy do Szczyrku i wejdziemy na Skrzyczne - taka jednodiowa wycieczka. Jak pomysleli tak zrobili.
Wdrapaliśmy się na szczyt, głodni idziemy do przepełnionego turystami schroniska na Skrzycznem, posadziłem brzdąca z Żoną Mą na ławkach na tarasie i idę coś zamówić.

I tu się zaczyna historia, wypełniona glutaminianem sodu, wrzątkiem kraszona i z chochlą konserwantów...ale od początku.

Już na samym wstępie dostałem w twarz cenami, które tak pokiereszowały mą facjatę, że cieszyłem się, że stoję w długiej na trzydzieści parę osób kolejce, bo przynajmniej miałem czas na to, żeby się otrząsnąć.
Pomyślałem spoko, jesteśmy na szczycie, jakby nie było prywatne schronisko, liczą sobie. Trudno, głodni jesteśmy, damy radę.

Taka dygresja. Byłem harcerzem, jeździliśmy na wycieczki studenckie i jadłem różne rzeczy po kilku lub kilkunastu kilometrach spaceru po górach. Jadło się zupki z tytki, chińskie nudle i inne śmieci, które nie szarpią po kieszeni zawsze biednych, wolących na procenty wydać kasę studentów. Przeżyłem. I tu bym też przeżył, ale do jasnej, nie napiszę co, nie za te ceny.

Zamówiłem:
-żurek z 1/2 jajka (tak było w karcie) i białą kiełbasą 13zł
-barszcz z krokietem 12,00zł
-pierogi z mięsem 13,00zł

dodatkowo wzięliśmy Młodemu sok, a sobie piwo zmieszane ze spritem, czyli tzw. radler. Zaznaczę, że zapłaciliśmy za piwo, a sprite dostałem w cenie.

Stałem przy okienku. Czekam na wydawkę. Pierwsze przyszły pierogi. Od razy wiedziałem, że są odgrzewane w mikrofalówce, bo raz, że Pani ostrzegła mnie o gorącym talerzu, a dwa ciasto było wręcz rozlane, a skwarki wcześniej podsmażone delikatnie mówiąc napuchły. Poza tym całość pływała, bo zostały źle odsączone. Zobaczymy jak będą smakować - pomyślałem. Do farszu nie mam zastrzeżeń. Doprawiony dobrze, odpowiednia ostrość, szkoda tylko, że wszystko zepsute przez mikrofalówkę.
Tu się kończą pochwały.

Żurek. Woda z jakąś zawiesiną, z grudkami, z połówką przegotowanego jajka i może z 1/3 pokrojonej w plasterki na pół białej kiełbasy. Dostrzegłem z biedą majeranek.Tyle w temacie.

Najzabawniejszy był barszcz. Bo przyszedł ze znośnej wielkości krokietem (farsz z pierogów i również miękki, bo odgrzany w mikrofalówce), ale barszczu dostałem 1/3 szklanki z tzw. arcorocu. I tu się wkurzyłem. Nie dość, że barszcz blady jak Irlandczyk po sezonie wiosennym (bez obrazy), to jeszcze ta ilość. Upomniałem się, mówiąc, że za tę kwotę to warto byłoby wlać do pełna i dostałem, z marudzeniem pod nosem...
Woda z barszczem z proszku. Nawet niedoprawiona.

Słuchajcie, ja nie jestem wybredny. Jak chce dobrze zjeść, to przygotowuje sam posiłki, albo idziemy w sprawdzone od lat miejsca. Ja bym przeżył ten barszcz i żurek w proszku, ale czuje się oszukany i naciągnięty. Jak można proponować komuś jedzenie w tej cenie z proszku. To jest moje zdanie, nic tego nie zmieni. Głodny turysta wiele zniesie, ale my na przyszłość będziemy wiedzieć, że lepiej się zabezpieczyć i wziąć ze sobą kanapki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz