czwartek, 8 stycznia 2015

Mało obiektywna recenzja - Karczma Stodoła.

W ubiegły wtorek, Święto Trzech Króli, wybraliśmy się z rodziną na proszony obiad do Karczmy Stodoła w naszym mieście. Muszę przyznać, że nie było to nasze pierwsze spotkanie w tym miejscu, tym bardziej, że od lat większość naszych rodzinnych uroczystości właśnie, dzięki tej restauracji, ma niepowtarzalny charakter.

Musiałem przełknąć fakt, że tym razem to nie ja będę gotował dla swoich milusińskich, jednak inicjatywa dziadka i jego zaproszenie nie mogło zostać odrzucone. Dodam też, że tak naprawdę po tym nad wyraz długim okresie świąteczno - noworocznym, chętnie przestawiłem się na tryb "podajcie mi". Chociaż na chwilkę, bo deser już był u nas.

Jak zwykle zostaliśmy u samego progu przywitani ciepłym uśmiechem i zaprowadzeni do stolika, który nie został wcześniej zarezerwowany. Pani sprawnie przygotowała miejsce dla siedmiu osób, w tym mojego niespełna 5-letniego bąbla.
Dostaliśmy menu, w pierwszej kolejności zaproponowano nam coś do picia. Był dosyć mroźny dzień, więc dobra kawa na sam początek nie jest zła.
Zajęliśmy się rozmową i studiowaniem karty, każdy wybrał dla siebie coś na co miał ochotę.
Warto dodać, a fakt ten jest zdecydowanym plusem, że można zamówić sobie pół porcji. Jest to istotne, nie tylko z powodów ekonomicznych, ale też w sytuacji, gdy ktoś wybiera się do restauracji z dzieckiem, które nie będzie w stanie zjeść całej porcji. Ba! W tym miejscu nawet dorosły może mieć z tym problem.

Na początek wspólnie z moim synkiem zamówiliśmy sobie na nasze dwie głowy jeden żurek.
Żurek myśliwski z borowikami cieszy już w momencie, w którym wychodzi z kuchni. Jego zapach uderza, tekstura zadowala, a smak...najlepszym argumentem będzie to, że ten żurek miał być dla nas dwóch, a mój dość wybredny syn z całej miski dał mi i to jeszcze z wielkim wyrzutem, widocznym w swych zielono - szarych oczach, zaledwie cztery łyżki. TAK! Cztery łyżki.
Pogodziłem się z tym, bo za chwil parę, no może troszkę dłużej niż parę, miałem dostać swoje danie główne.

Placek leśnika.
Wspominam go tak, że z ledwością powstrzymuję się przed zaślinieniem klawiatury.
Kompozycja nader prosta, placek ziemniaczany, schabowy w punkt wysmażony i sos. Ale jaki sos!
Grzyby o idealnej miękkości, otulone delikatnym sosem śmietanowym z nutą pieprznej ostrości.
Jedyny błąd, jaki nie dopadł mnie w tej propozycji, to w oryginale proponowanym w menu dodatek sera żółtego. Uważam, że co za dużo to nie zdrowo i zapieczenie tego jest błędem. Uniknąłem go z łatwością, prosząc o podanie bez tej wariacji.
Żeby przełamać smaki proponuję jako dodatek idealnie skomponowaną surówkę z selera i pora.

Nie będę opisywał tego co jedli pozostali, koniecznie sami odwiedźcie ten lokal i zasmakujcie w jego propozycjach.
Kuchnia jest prosta, ale z wykwintnym smakiem. Wizualnie dania może nie wychodzą z szeregu, ale wszystko niweluje zapach, smak i fakt, że wszystko robione jest na miejscu.
Dodatkowo z pewnością każdego smakosza  zadowoli okoliczność, iż Karczma Stodoła proponuje raz w tygodniu, świeże produkty ze świniobicia i dziczyzny.

Podsumowując.
Prosto, ale jak Makłowicz zwykł mawiać "arcy"smacznie. Zawsze w przyjaznej atmosferze i jak na tak przyrządzone dania przychylnie dla portfela.







-----


post jest recenzją kulinarną restauracji z wykorzystaniem zdjęcia i strony Karczmy, poza wiedzą właścicieli




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz