Nastały ferie zimowe.
Oficjalnie zaczynają się od poniedziałku, ale kto do szkoły, czy innych przybytków oświatowych, miał okazję chodzić, wie, że dla dzieciaków w piątek po szkole ferie już są.
Nasz przedszkolak zaczyna swoje ferie od wtorku, gdzie przy ogromnych pertraktacjach ze swoimi stwórcami wybywa na "kilka nocek" do jednej ze swoich babć.
Dziś w nocy miał prolog, idąc na "jedną tylko nockę" do swojej, nieopodal mieszkającej prababci.
"Wyjechali na wakacje (...)" jak w tej piosence, zatem rodzice postanowili wybyć i poszaleć na mieście urządzając sobie starczy clubbing w jednym z mikołowskich lokali, który polegał na siedzeniu, jedzeniu, piciu i wychodzeniu przed pizzerię na papierosa i z powrotem do stolika, by już tylko podnosić kieliszki w górę.
Odwiedziliśmy starą, dobrą mikołowską pizzerię o zaskakującej nazwie Pizzeria Viva Mikołów.
Lokal ten nie ma przede mną żadnych tajemnic. Jako szczeniak jadałem już tam i chodziłem "na piwo" z ówczesną narzeczoną, a zaczęło się wszystko dwanaście lat temu.
Widziałem, jak się zmieniał jego wystrój, personel i zdążyłem w tym czasie spróbować wszystkich niemalże dań z karty wliczając w to kaloryczne desery.
Nie ma w tym miejscu rzeczy, której bym nie polecił. Różnie to bywało ze sposobem przyrządzenia, czy podania posiłku, jednak główna istota smaku, świeżości potrawy i swej struktury zawsze była zachowana, a co za tym idzie zadowalająca.
Menu jest szerokie. Pizzeria Viva oferuje szeroki wybór pizz, włoskich dań, sałatek i własnych, ciekawie skomponowanych i przemyślanych propozycji.
Jestem serowym ludkiem, a nader wszystko uwielbiam gorgonzole, dlatego mam dwa ulubione dania proponowane przez ten lokal. Są to Penne con Gorgonzola i Filetto con Gorgonzola.
Penne, mój ulubiony rodzaj makaronu, czasem zdarza się, że podany zbyt rozgotowany, przez co zwiększa się jego indeks glikemiczny i automatycznie dostarcza więcej kalorii, otulony jest niezwykle dobrze skomponowanym sosem śmietanowym z moją ulubioną gorgonzolą. No dobra, czepiam się tej kaloryczności makaronu, by odpokutować wystarczająco kaloryczny sos. Tak, czy siak trzy składniki, a kolokwialnie niebo w gębie. Da się? Da!
Skupmy się jednak na drugim daniu. Jak zamawiałem je pierwszy raz musiałem zaczerpnąć informacji od, pamiętam, mojej ulubionej kelnerki. W karcie opis dania jest taki:
"filet z polędwicy w sosie gorgonzola, bułeczki z pieca lub frytki, surówka". Koszt 25zł (na dzień dzisiejszy).
Opis sugeruje, że powinna to być polędwica wołowa, bo przecież podział półtuszy wieprzowej, nie wskazuje na posiadanie przez wieprzka polędwicy, jeno polędwiczki.
I tu jest pies pogrzebany, zonk slangowo wołając.
Okazuje się, że jest to, polędwiczka wieprzowa, a czasami, dla tych, których nie da się oszukać (uśmiech autora w tle) schab, nazywany w dalszym ciągu "fletem z polędwicy".
W zasadzie nikt przy zdrowych zmysłach polędwicy wołowej z takimi dodatkami nie podawałby za 25zł, prawda?
Niesmak, spowodowany przez tego, kto układał tę kartę, jest jednak szybko niwelowany, przez tego, kto przyrządza to wyśmienite danie.
Mięso jest zawsze kruche i w połączeniu z idealnym sosem, eksploduje w ustach. Próba odtworzenia przeze mnie w domu surówki z porem, którą do tego podają jest niemożliwa. Zawsze mi czegoś brakuje, a mało asertywna przy kucharzu i bardzo asertywna względem klienta kelnerka nie chce mi pomóc w uzyskaniu przepisu. Zamówcie koniecznie to danie, nigdy nie z frytkami (te możecie zawsze kupić w "McD"), a z ich wypieku bułeczkami. Jak zostanie Wam na talerzu chociaż odrobina sosu, zatopcie w nim kawałek tej bułki. Seks już nie będzie w tym dniu potrzebny.
Przechodząc jednak do wczorajszego wieczoru, jadłem proste bułeczki drożdżowe wypieku własnego pizzerii, z serem i masełkiem czosnkowym.To jest bardzo popularna strawa, w wielu pizzeriach w Polsce i na Świecie. Jadłem to w wielu miejscach, ale najbardziej smakowało mi w rodzimej "Vivie". Tylko to masełko czosnkowe, mogłoby być bardziej czosnkowe. Poza czosnkiem tradycyjnym jest przecież jeszcze czosnek niedźwiedzi, który idealnie by pasował. No, ale nic nie może być idealne, ponoć.
Wczoraj również zauważyłem, że pojawiła się nowa twarz w popularnym dla mnie lokalu. Sympatyczna, uśmiechnięta, nieco zagubiona kelnerka zaatakowała nas dużą kartą z menu jeszcze zanim zdążyliśmy się otrzepać z puchu śnieżnego, który przytargaliśmy ze sobą.
Odpokutowała jednak swoje natarcie udzielając mi odpowiedzi na trudne pytanie, co do gatunku koniaku, który był użyty do przygotowania zamówionego drinka.
Mistrzostwo! Koniak, a w zasadzie brandy (bo tym właśnie jest Budafok), połączony z sokiem z cytryny i sprite'em jest delikatny i nie ma sposobu, by zakończyć wieczór na jednym.
Nie wiem tylko co ma wspólnego Eliot Ness, bo nim nazwany został drink, z węgierską brandy. Może ktoś mi wyjaśni?
W krótkim podsumowaniu.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli ochotę na włoską kuchnie, okraszoną tradycyjnym smakiem i dopieszczoną idealnie dobranymi przyprawami zawitajcie do Pizzeri Viva. Z racji odległości, jaka dzieli mnie od tego miejsca, jestem w niej częstym gościem. Źle. To nie odległość wpływa na moje częste wizyty, a smak potraw i przez lata doskonalona obsługa, bo z tym bywało na początku różnie. Nieopodal jest przecież inna pizzeria, do której również mógłbym chodzić, a nie chodzę - o tym jednak w jednej z następnych Mało Obiektywnych Recenzji, bo nie liczy się fakt, że coś jest źle nazwane, w ostatecznym rozrachunku liczy się to, czy wychodząc pamiętasz smak i aromat tego co zjadłeś i czy Twój portfel na tym nie ucierpiał.
--------
post jest
recenzją kulinarną restauracji z wykorzystaniem zdjęcia i strony poza
wiedzą właścicieli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz