czwartek, 15 stycznia 2015

Mało obiektywna recenzja - Karczma Obrochtówka Zakopane.

Zakopane to dla mnie magiczne miejsce. Wielu powie, że tłok, komercja i w każdym kącie Górale chcący wyciągnąć jak najwięcej dudków. I przyznaję Wam 100% rację. Z tym, że nie dla komercji tam jeżdżę, bo Zakopane to nie tylko Krupówki z McDonaldem i Gubałówką, a Górale też muszą z czegoś żyć.
Ostatnim razem, trochę w celach służbowych, towarzyszyliśmy znajomym w kilkudniowym pobycie w tej zimowej stolicy Polski. Zawsze mieszkamy poza centrum, na Krzeptówkach, czas spędzamy na szlaku, a na Krupówki chodzimy do Jagody na pyszną kawę i jedyne takie słodkości w tym rejonie kraju.

Był to nasz kolejny dzień pobytu, głodni, po różnych wrażeniach, przystaliśmy na propozycję pójścia na obiad do Karczmy Obrochtówka. Błędem moich znajomych był fakt, iż powiedzieli mi o przeprowadzonych w tej restauracji rewolucjach przez znaną Panią w blond. Z pewnością informacja ta nie wpłynęła korzystnie na mój sprawiedliwy z reguły osąd. Ale w końcu to blok poświęcony recenzjom mało obiektywnym.

Lokal, budynek wspaniały, wystrój tradycyjny. Wiem, że jestem w Zakopanem. Nie tak jak w innych restauracjach, które na potęgę budują się przy drogach szybkiego ruchu w całej Polsce i wyglądają jakby odcięły się od Zakopanego w tym pseudo, neo zakopiańskim stylu; szkoda tylko, że otoczenie jest mniej malownicze, a i w środku z reguły podana rozgotowana pasta z kuchni włoskiej. Żal.

Wracając. Stolik, a w zasadzie bardzo przyjemną wnękę znaleźliśmy sobie sami. Było też tam miejsce dla dzieciaków, więc czuliśmy się faktycznie jak w prywatnej loży. Nikt nam nie przeszkadzał. Dopiero pod koniec posiłku ktoś wszedł i zajął jeden jedyny, poza naszym, stolik w owej wnęce. No ale w końcu to restauracja, więc można. Nam absolutnie to nie przeszkadzało.

Tak staram się na siłę pociągnąć temat i znaleźć jeszcze jakieś pozytywne strony, ale pusto, studnia wyschła i musimy się przerzucić na wodę z kranika.
Miałem okazję jadać w restauracjach w Polsce i w Europie. Z reguły z każdej, tym bardziej jak mi nie smakowało, pamiętałem co jadłem, a tu czarna dziura w głowie. Celowo nie pytam Żony Mej, bo ona i jej pamięć do wszystkiego, by mi przypomniała, ale chce być uczciwy. Nie wiem i koniec.
Pamiętam za to doskonale, co jadła Żona Ma i moja przyjaciółka, bo kosztowałem tych delikatesów, z delikatesów.

W menu , które z reguły na papierze jest naniesione, a jak powszechnie wiadomo, papier wszystko zniesie, można odnaleźć ciekawe propozycje, które zachęcają do złożenia zamówienia. Ubolewam z grymasem na twarzy, że na właśnie niespełnionej zachciance się kończy. Dodam, że nawet teraz, gdy wracam do karty w wersji elektronicznej nie mogę sobie przypomnieć co ja tam jadłem.

Żona Ma, jest smakoszem naleśników i muszę przyznać, że jest w pierwszej trójce, tych które udało mi się do tej pory wrzucić na jęzor. Tak technicznie rzecz biorąc w dwójce, bo Świętej Pamięci Babcia Ma już mi ich nie zrobi.
Czytelnik inteligentny jest, więc już wie, że rzecz o naleśnikach będzie.

Karczma proponuje m.in. "naleśniki ze szpinakiem zapiekane z serem". Brzmi ciekawie, a głodny turysta, czekając na nie ponad pół godziny, spodziewa się świeżego placka z nadzieniem szpinakowym i to wszytko zapiekane z serem w jakimś piecu na przykład. Nic takiego. Naleśniki były odsmażane na patelni z wcześniej zapieczonym serem, gdzie nawet nie pofatygował się ktoś wydający danie, by je "odświeżyć" kolejną warstwą świeżo startego sera. To jednak uszłoby płazem, czy jakimś innym gadem, gdyby nie okoliczność taka, że naleśniki były odsmażane na zimnym oleju i wszystko nim przeszło, ociekało, i,  celowo hamuję język, oddawało woń pierogów.
Niestety, dobrze doprawiony farsz, który jakimś cudem zachował właściwą i przeznaczoną mu strukturę zniknął w całej natłuszczonej otoczce.

Nie podejmuję nawet próby oceny kucharza, który to wypuścił, bo może to nie kucharz to zrobił. Może Szef popadł w jakieś tarapaty, albo inne przypadłości żołądkowe i akurat go nie było, a jego rolę przejął ktoś ze zmywaka? No nie wiem.
Tylko, jeszcze jest do omówienia tarta oscypkowo - łososiowa z brokułami.
To nie jest tak, że ja zjadłem wszystkie rozumy i wiem wszystko o gotowaniu. Występuję tu jako jednostka-amator, który pisze, wywnętrzając się, bardzo subiektywną opinię.
Dlatego, dodam tylko, że odgrzewanie tarty w kąpieli wodnej w piekarniku, bo mam wrażenie, że właśnie to z tą tartą zrobiono, z pewnością nie robi dobrze jej kruchości, którą powinna się charakteryzować, a solenie nadzienia, gdzie wystarczająco słony jest oscypek, tylko zdominuje smak, zabijając to co najlepsze.


Wielkie nadzieje i niemal równe rozczarowanie. Nie widzę potrzeby, aby zahaczać o inne aspekty pobytu w restauracji, bo jeżeli kuchnia jest zadowalająca, przynajmniej, to inne niedociągnięcia bledną. Mam jednak nieodparte wrażenie, że rewolucja, która nastąpiła, może być podobna w skutkach jak słynna rewolucja francuska i Karczma może odnotować ogromne straty ludnościowe, jak już jej echa przeminą.




--------

post jest recenzją kulinarną restauracji z wykorzystaniem zdjęcia i strony  poza wiedzą właścicieli




1 komentarz:

  1. Jak będę niedługo w tamtych okolicach, to na pewno wstąpię, by przetestować. Uwielbiam góralskie domki w Zakopanem i wszystkie pozostałości po dawnych czasach. Mam nadzieję, że zasmakują mi tamte potrawy.

    OdpowiedzUsuń