Myślę tak sobie, że w kuchni nie ma rzeczy, których nie chciałbym spróbować. Przynajmniej spróbować zrobić, bo z jedzeniem tego jest już nieco inaczej. Zdarza mi się przygotowywać różne potrawy, szczególnie na bazie owoców morza, których nie jadam, a serwuje dla kogoś.
Niestety dla mnie muszę też skosztować tego, co wychodzi spod mojej łyżki, bo przecież nie mogę wydać czegoś, co może okazać się absolutnie niejadalne. Zasada ta obowiązuje nawet, jeżeli podaję coś tylko w warunkach domowych.
Dziś mały eksperyment z topinamburem. Ostatnio bardzo modne bulwy, wiele się o nich słyszy. Poczytałem trochę o tym jak rosną, skąd się biorą i przede wszystkim jakie właściwości zdrowotne posiadają. Kupiłem więc na bazarku i działamy.
Czego nam trzeba?
-topinambur kilka bulw, obieramy jak ziemniaki i gotujemy w osolonej wodzie do miękkości
-filet z dorsza
-por, część biała przechodząca w zieloną
-mleko 1/2 kubka
-mała szczypta szafranu
-śmietana 18%, łyżka
-sól, pieprz, pieprz biały
-wino różowe półsłodkie
Ugotowany topinambur podlewamy mlekiem, dodajemy śmietany, pieprzu białego i szczyptę szafranu. Blenderem miksujemy na gładkie puree.
Filet z łososia, oj z dorsza (miał być z łososia, ale dorsz był jedyną świeżą rybą dziś!), nacieramy solą i pieprzem, smażymy od strony skórki, aż się zrumieni.
Nie przewracamy, solimy i pieprzymy od góry. Odstawiamy.
Na innej patelni na maśle klarowanym szklimy, posiekanego w krążki pora, podlewamy winem i czekamy aż odparuje.
Przekładamy por na górę ryby i wstawiamy na 8 minut do piekarnika w temperaturze ok 180 stopni.
Jako dodatek kupiłem rzodkiew białą. Startą rzodkiew, skropioną cytryną mieszam z łyżeczką majonezu, połówką startego jabłka i prażonym słonecznikiem. Dodaję soli i pieprzu do smaku.
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz